mariusz1964
Dołączył: 07 Lis 2012
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Śro 4:03, 07 Lis 2012 Temat postu: Śmierć płk. Kurka |
|
|
Witam Forumowiczów ,
Mało w internecie wiedzy na temat tego wspaniałego człowieka , dlatego pozwalam sobie wstawić ten fragment książki Melchiora Wańkowicza , by rozwiać wątpliwości co do losów ś.p. D-cy 28PSK , a później D-cy 5 Wileńskiej Brygady Piechoty wchodzącej w skład 5 KDP :
"Śmierć płk. Kurka
Kpt. Michalak więc biegł po pomoc. Z meldunkiem, że wychodzi natarcie niemieckie,
że amunicji nie ma, że łączność zerwana. Szukać mjr. Stańczyka, dowódcy 16. baonu.
Tymczasem już od Drogi Polskich Saperów, z miejsca dowództwa 5. brygady, udał się
219
na plac boju dowódca tej brygady, płk Kurek, aby wykonać rozkaz konsolidacji na S.
Angelo.
Wysoka smukła postać pułkownika dobrze była znana każdemu „Żubrowi" i z Iraku, i
z ćwiczeń wysokogórskich na Libanie, i z odcinka nad Biaggio, i z pierwszego natarcia,
kiedy znajdował się wśród nich. Ranny nad Wartą jako dowódca 28. Pułku Strzelców
Kaniowskich, niewola niemiecka, ucieczka na Węgry, Francja. Ojciec Bocheński mi
mówił, że w czasie francuskiego „ratuj się, kto może", uwagę jego w tłumie znędzniałym,
oberwanym i popychającym się zwróciły wyczyszczone na glanc długie buty. Kiedy
spojrzał od nich w górę, ujrzał spokojną, doskonale wygoloną twarz polskiego
pułkownika. To był płk Kurek.
— Pójdziemy tam, gdzie się biją — powiedział ze spokojnym uśmiechem. I istotnie,
znalazł się w Anglii.
Cichy, spokojny, zakochany w muzyce, wyrozumiały dla innych, twardy dla siebie,
skromny aż do przesady.
Płk Kurek wyruszył między godziną 8 i 9 w towarzystwie mjr. Harcaja (szefa oddz. op.
Kresowej, który był przy płk. Rudnickim), aby poprowadzić natarcie na miejscu. Miał
jeszcze przy sobie dwu łącznościowców — poruczników Wołczackiego i Parchamowicza,
radiotelegrafistę szer. Becka, telefonistę i pocztowego.
Szli z rzadka ostrzeliwaną ścieżką na pozycje 14. baonu, szli dalej szukać mjr.
Stańczyka. Batalion 16. zajęty był' wyduszaniem pozostałych na Widmie bunkrów
niemieckich, które wciąż były czynne, i należało ruszyć go w przód. Zwłaszcza że już
dotarł kpt. Michalak, szukający Stańczyka, i melduje o sytuacji.
Spotykają ppłk. Kamińskiego, który idzie z niewielką grupką żołnierzy, wysforowawszy
się daleko przed swój batalion.
Ppłk Kamiński, idący za czołową kompanią 1., wstrzymał się, czekając, aż zalegające 2.,
3. i 4. dociągną: przegląda bunkry poniemieckie, przynosi z nich czekoladę i papierosy,
które rozdaje.
— Pułkowniku — mówi płk Kurek do ppłk. Kamińskiego — trzynasty musi pomóc i
iść w przód, bo czubek siedemnastego odcięty i wyduszą.
Kamiński uśmiecha się swoim dobrym uśmiechem. Ten czterdziestokilkuletni rezerwista,
który nigdy nie będąc oficerem służby stałej doszedł do stanowiska dowódcy
batalionu i stopnia podpułkownika, zachował jakiś rozbrajający chłopczyński uśmiech.
— Za słaby mam batalion na to zadanie — uśmiecha się — ale rozkaz, to rozkaz;
siadam i piszę.
Pchnął kartkę z rozkazem do tyłu, sam pobiegł dołączyć do swojej czołowej kompanii.
Kurek ze swoim otoczeniem też ruszył. Prowadził kpt. Michalak. Posuwają się coraz
wolniej, bo ogień jest coraz większy. Po godzinie już są po tamtej stronie Widma.
Poczynają wchodzić na Małe S. Angelo, na którym ma stanowisko mjr Bączkowski. Pada
na nich koncentracja ogni ciężkich moździerzy (to Niemcy przygotowują natarcie, które
odrzuciło śpiewających hymn). Krzaki się skończyły, trzeba przesuwać się po nagich
głazach skokami. Michalak wysforował się — powiadomić Bączkowskiego. Ledwo
odbiegł z dziesięć kroków — zapadł pod silnym ogniem. Zapadł w tyle i Kurek ze swoimi.
Płk Kurek padł niekorzystnie na lewo, o cztery kroki od Harcaja.
— Panie pułkowniku, tutaj... — wskazuje mjr Harcaj.
Istotnie — miejsce idealne — dwa ogromne głazy, przedzielone wąską luką. Szczupły
płk Kurek padł w tę lukę — na tym skoku przynajmniej jest bezpieczny. Mjr Harcaj leży
tuż za nim.
Silny huk. Kurz. Zasypany Harcaj usiłuje rozeznać, co z pułkownikiem. Widzi z ulgą
jego podeszwy leżące w niezmienionej pozycji.
Tymczasem por. Wołczacki woła: „Pułkownik zabity!" Istotnie: pocisk moździerza
przyszedł na wprost i trafił w głowę.
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|